Moja droga wiary
Kiedy patrzę na momenty, w których „dotykała mnie ręka Boga”, gdy doświadczałem Go niemalże namacalnie, gdy był tak blisko, że wydawało się, że bliżej się nie da, odnajduję w tym dwie rzeczywistości. Pierwsza to Bóg działający przez emocje i uczucia, albo raczej, wykorzystujący je do tego, aby do mnie dotrzeć. Takich momentów w moim życiu było minimum kilka. Pamiętam bardzo dobrze pewne rekolekcje charyzmatyczne w Czarnej, gdzie doświadczyłem autentycznego uzdrowienia serca z niemocy, która objawiała się jako nieumiejętności kochania. Mam też w pamięci to, że jako młody człowiek zachwycałem się kościołem zielonoświątkowym uwielbiającym Boga przez muzykę, na ulicach mojego rodzinnego miasta. Grając w bibliodramach czułem, że scena z nich autentycznie żyje w moim sercu. Jeszcze więcej jest we mnie wspomnień z wieczorów uwielbienia i modlitwy wstawienniczej, kiedy to chciałem wołać za Piotrem, „Panie rozbijemy tu trzy namioty”, kiedy to moje wnętrze mówiło: chciałbym, aby ta chwila tr